Hajnówka - to Żywolewski
Stanisław Żywo (a) lewski
Przedstawiał się innym jako Żywalewski
ale tylko wówczas, kiedy ktoś szukał
„pana
Żywolewskiego”. Gdy na zaproszeniu
na wystawę
wydrukowano nazwisko
„Żywalewski” wówczas on konsekwentnie
wyciągał rękę jako „Żywolewski”.
Nie potrzebował powietrza starczał
mu
dym z papierosa, ten wtłaczany do płuc
ten
wydychany na zewnątrz, i tanie piwo,
te drogie – najczęściej darowane stawiał
na parapecie jak dekorację, tuż nad
kaloryferem, krafty dojrzewały błyskawicznie,
mętniejąc w butelkach a w nim zamknięte
dymne gazy we wnętrzu wulkanu, który śpi.
Hajnówka to miasteczko niedorzeczne i
absurdalne. Lepszego miejsca na rzeźbę
i malarstwo nie można sobie wymarzyć.
nieforemne i dziwaczne domy, rozlatujące się
szklarnie, kubiki sześcienne taniego drzewa
– nic tylko rzeźbić i malować… cudaczny
świat i cudacznych ludzi wszędzie wokół.
Przechodzący koło jego domu żegnali się,
inni pukali w głowę gdy na ścieżce do drzwi
stanęła makieta z ruskim sołdatem z naganem
i ostrzeżeniem w języku polskim i
rosyjskim
„Stój bo strzelam”. Listonosz krzyczał pod
furtką, aniżeli ryzykować wejście do środka.
W kieszeni miał upchany rulon banknotów
stuzłotowych, lubił go wyciągać przy innych
niby szukając papierosów, tak aby widzieli
że radzi sobie świetnie. W środeczku rolował
banknot dziesięciozłotowy czekał cierpliwie
na
premierę gdy w piekarni Podolszyńskich
kupował pieczywo. W prologu z pliku
stuzłotowych banknotów wysupływal
dziesięciozłotówkę którą - w epilogu - płacił
Jego samotnia był domem licznej kociorodziny.
kociarnia nie miała imion, choć czasami nadawał
im numery. Na koty
wydawał dwukrotnie więcej
aniżeli na siebie. Surowa wątróbka pachniała
na kuchennym linoleum lepiej niż na talerzu
Gdy któraś z kotek dorobiła się nieplanowanych
kociaków pakował je do worka
jechał golfem
do Orzeszkowa i tam w strumyku Leśna
topił je szybko, i metodycznie jak
rzeźnik
Nie miał przyjaciół i nie miał lusterka
nie lubił ludzi i nie pasował do niczego