Orzeszkowa
Jesień
Liście fruwały jak wróble zniechęcone lotem
Opadały na wyszczerbiony chodnik lub też
Pudrowały denka telefonicznych budek...
Jesień
Liście fruwały jak wróble zniechęcone lotem
Opadały na wyszczerbiony chodnik lub też
Pudrowały denka telefonicznych budek
Martwy klonowy liść wirował figlarnie
Raz tylko nagłym ślizgiem obniżył pułap
Kołysał się na wysokości moich oczu
Zakreślał tajemnicze nierozumne esy
To co wszyscy zwą jesienią pojawiło się
Nieoczekiwanie na ulicach naszego miasta
Juliusz z nieodłącznym parasolem poruszał się
Pewniej niż zazwyczaj gdy wykonał nagły zwrot
Z prysiudem wiedzieliśmy już wszyscy
to znaczy Roman Hela i ja że nastąpiło coś
Co nazywaliśmy"dekadencją lata"
To chyba jesień powiedziałem
Płetwa listka siadła mi na ramieniu
Marszcząc się bezszelestnie
w siwą kupkę epoletu