Nowowarszawska
Życie Generacji X to serial, czyli Patafianie XXI wieku
W powieści „451 Fahrenheita” jej autor” Ray Bradbury pokazuje niezwykły mechanizm, w którym potępiany przez demokrację totalitaryzm znakomicie egzystuje w ramach tejże demokracji. W tym świecie, jak pisze prof. Andrzej Zwoliński wszechwładnie rządzi telewizja, non stop nadająca seriale, które dla „zaczadzonych nią telewidzów są głównym źródłem wiary, mądrości, informacji inauki, jak żyć”. Bradbury pisał swoją powieść w 1954 roku, z perspektywy tych czasów jej niedorzeczna naonczas wizja, ziściła się na ziemskim padole...
Życie Generacji X to serial, czyli Patafianie XXI wieku
W powieści „451Fahrenheita” jej autor” Ray Bradbury pokazuje niezwykły mechanizm, w którym potępiany przez demokrację totalitaryzm znakomicie egzystuje w ramach tejże demokracji. W tym świecie, jak pisze prof. Andrzej Zwoliński wszechwładnie rządzi telewizja, non stop nadająca seriale, które dla „zaczadzonych nią telewidzów są głównym źródłem wiary, mądrości, informacji inauki, jak żyć”. Bradbury pisał swoją powieść w 1954 roku, z perspektywy tych czasów jej niedorzeczna naonczas wizja, ziściła się na ziemskim padole.
Skryta złodziejka
Narażę się wielu, ale jeżeli choć
jedną osobę naprawie, to chyba warto. Do niedawna sądziłem, że
seriale oglądają ludzie starsi, emeryci, dziadkowie – i to potrafię jakoś zrozumieć. Okazuje się
jednak, że seriale, talk show’y,a zwłaszcza reality show oglądają w coraz większym stopniu ludzie
młodzi, a nawet dzieci (wraz z rodzicami).
A więc najpierw z najgrubszej armaty: ci, którzy to
oglądają z dnia na dzień, stopniowo i niezauważalnie (dla nich samych) - no jakiego tu słówka użyć,
aby nie obrazić… - patafianieją. Potwierdzają to wszystkie dostępne sondaże i badania. Jednak trudno
do nich dotrzeć, bowiem ta wiedza jest odpowiednio dystrybuowana przez najbardziej zainteresowanych,
czyli medialne korporacje. A wiadomo, że to czego nie pokażą w telewizji: nie istnieje. Podobnie
reagowały w USA koncerny tytoniowe, które mając podpisane wieloletnie układy biznesowe
powstrzymywały wypływ informacji o szkodliwości palenia tytoniu.
Dziś z telewizją gotuje się, spożywa posiłki, przegląda gazety, prasuje i uprawia miłość. Mamy ją w komórkach, na bilbordach, autobusach. Telewizji się nieo gląda, ale bezmyślnie konsumuje. A ona sprytnie okrada nas z czasu, który moglibyśmy zużyć na wartościowe rzeczy: książkę, spotkanie z przyjaciółmi, wypad za miasto.
Telewizyjni maniacy identyfikując się z bohaterami seriali, nabierają ich przyzwyczajeń,
używają ich języka, kopiują ich role. Seriale są przyjazne, łatwe w odbiorze, powtarzalne, zwalniają
z myślenia i refleksji. Na własne życzenie degenerują nasze mózgi. Ale i ciało: osłabia się
metabolizm. Dowiedziano, że seriale odpowiedzialne są za otyłość 25 proc. Amerykanów. Równolegle
szpikuje się nas reklamami taniego – niezdrowego żarcia. A przy serialach jak wiadomo zajada się i
pogryza. Przed wojną nie było otyłości, nie było telewizji.
Pozorna wolność wyboru
No właśnie… jak się oglądało seriale przed wojną? Na
szczęście ich nie było. W Białymstoku parki były wypełnione po brzegi, ludzie paradowali na
ulicach, spotykali się w kafejkach. Premiery filmowe ściągały tłumy. Na wsiach funkcję telewizora
zastępowały kaflowe piece wokół, których skupiały się rodziny. W czas wolny na ławeczkach, przy
głównych traktach, zbierało się pół wioski, aby snuć opowieści i wspominki. Nieodmiennie przy
akompaniamencie muzyki i gromkich śpiewów do późnych godzinnocnych.
A dziś ludzie siedzą po
domach, przed telewizorami jak w klatkach i umierają na własne życzenie. „Teraz – dodaje mąż
Trusiakowej – to tylko te telewizory grają. - Głowę wekran wsadzi i przesiedzi całe życie – zgadza
się z mężem Trusiakowa” pisała Gosia Sadłowska – Supron, w tekście „Wzięły się, podzieliły i
znikły” (Kurier Poranny z22.11.2002).
Seriale, reality
show, kilkusekundowe i chaotycznie podane informacje tępią w nas wrażliwość, no bo jak można
cokolwiek zrozumieć, gdy w Teleexpresie wiadomość o egzekucji sąsiaduje z komarem, który jakąś
megagwiazdę ukąsił w tyłek. Brak jakiejkolwiek hierarchizacji treści, ich chaos sprawia, że
przestajemy być krytyczni, wygasa w nas naturalna – akcentuję: wielowiekowa - wrażliwość na ludzkie
nieszczęście, trafne rozpoznanie co jest ważne, a co ważne nie jest.
Całkowicie odrębnym tematem
jest dezinformacyjna funkcja telewizji.
Jedni powiadają: po co gotować, to strata czasu, taniej zjeść na mieście, w knajpie itp. Przecież oszczędzam czas. Sporo w tym racji, gdy np. w trakcie pracy wychodzimy na ciepły posiłek. To ma sens. Ale ta sama argumentacja w odniesieniu do sytuacji, gdy gotowe żarcie kupujemy wwyłącznie w imię zaoszczędzenia czasu, który potem przeznaczamy na zaliczenie kolejnego odcinka serialu jest dowodem przegranej wobec własnej wolności.
Życie poza realem
Zapewne nie razz darzyło się nam, że tematem towarzyskiego party były rozmowy o perypetiach bohaterów ostatniego odcinka serialu, roztrząsanie o tym, co będzie w kolejnym, niejeden z uczestników spotkania włącza w trakcie party telewizor, no bo… nie ma o czym gadać. Telewizja oducza nie tylko samodzielnego myślenia, ale skutecznie oducza rozmawiać. To zjawisko określane mianem „borderline”, polega na stopniowej utracie własnej tożsamości, pewności siebie samego, własnych pragnień i celów. Stajemy się coraz bardziej samotni, a przed tym doznaniem – jak nam się zdaje – chroni nas telewizyjny serial. Generalnie: nic nam się nie chce, a jeżeli już coś chcemy to wyłącznie nie przegapić… kolejnego odcinka. Tracimy pion, bywamy impulsywni, złościmy się bez powodu. Stajemy się niekompletni.
Największe spustoszenie obok seriali czynią tzw „reality show”. Nie można się w
nich dopatrzyć jakichkolwiek szlachetnych i edukacyjnych intencji. W tej kwestii panuje jak pisze
prof. Zwoliński „zgoda telewizji, jej właścicieli, wykonawców, producentów i pracowników na
kreowanie sztucznego odartego z życia świata”. Tu rządzi wyłącznie komercja, manipulacja,
intelektualna płycizna, cynizm, kłamstwo i chamstwo. I myli się ten, kto sądzi, że oglądając takie
programy zachowuje wobec nich dystans. To się do naszej łepetyny najpierw sączy, potem wlewa i ją
pustoszy.
Miał rację Marshall McLuhan, który twierdził, że dzięki telewizji świat przekształci
się w „globalną wioskę”. Jednak cóż to za wioska?! Istotą wioski jak pisał Kapuściński to „przede
wszystkim emocjonalna i krewniacka bliskość, wzajemnie oddawane ludzkie ciepło, osobnicza znajomość,
wspólnota współobecności i współprzeżywania. Nie żyjemy w globalnej wiosce, ale na globalnym dworcu
czy stacji, przez który przewala się „samotny tłum” mijających się obojętnie, zapędzonych,
znerwicowanych ludzi, którzy nie chcą się wzajemnie znać i zbliżyć”. Badania potwierdzają ten
pogląd, telewizyjne seriale kreują wspólnoty samotników.
Krok po kroczku
oddalamy się od kultury wyższej i od
nas samych. Nie jesteśmy wolni w żadnym calu, bo nasze egzystencjalne potrzeby rozwiązują za nas
media. Rozrasta się pokolenie medialne zwane „Generacją X”, nowy homo videns (człowiek patrzący)
wypiera homo sapiens (człowieka myślącego). Zdumiewa, że całkiem sporo ludzi zdaje sobie sprawę z
tego co się dzieje, ale jest już tak „zaczadzona” i bierna, że stać ją jedynie na czcze obiecanki -
jak z tymi fajkami co się rzuca – „od jutra”, potem „od pierwszego”, wreszcie „od nowego roku”.
Generacja X nie odejdzie od telewizyjnego serialu i nie otworzy oczu.
A propos fajek: kiedy
bezspornie stwierdzono, że papierosy są szkodliwie, a ich producenci nie do końca jasno o tym
uprzedzali, wówczas tysiące Amerykanów wytoczyły im procesy. I wielu wygrało gigantycznie
odszkodowania. Skoro telewizyjna produkcja zubaża człowieka i on z tego tytułu nieświadomie
idiocieje, stając się człowiekiem chorym, poważnie należy się zastanowić, czy zatrucie ludzi nie
wytoczyć telewizyjnym korporacjom procesu? Tylko czy "homo videns" wpadnie na taki pomysł?
Z bólem o tym piszę, bo i ja pracowałem w telewizji, ale na szczęście bez talk show’ów,seriali, sensacji, polityki i afer. I nadal oglądam telewizję. Staram się na ile potrafię ją dozować. Serialu nie widziałem żadnego, ale ich oglądaczy rozpoznaję wśród znajomych. Niektórzy z nich nie potrafią sklecić jednego, własnego zdania.
Powieść Bradburego to już historia, ale przestroga dla jutra. Jeżeli chcecie Państwo, aby wasze życie stało się serialem, życiem zastępczym, oglądajcie je dalej.
Co robić?
1. Ograniczyć oglądanie telewizji do tego co niezbędne. Ewentualnie oddać telewizor dla szpitala (dobry uczynek, bo tam za TV każą płacić), albo zrobić z nim to co Travis Bickle w „Taksówkarzu”.
2. Wybrać się na festiwal wartościowych filmów do FAMY, udać się do Opery i Filharmonii Podlaskiej (w której tysiące z nas w życiu nie były), zajrzeć do Białostockiego Teatru Lalek, odwiedzić Teatr Węgierki, i wielu innych miejsc, gdzie serwuje się kulturę wyższą.
3. W weekend wyrwać się za miasto, przejść się lasami Puszczy Knyszyńskiej, popedałować leśnym duktem, połazić po parku, policzyć ptaki, nauczyć się ich nazw, a zimą - jak jest z czego - ulepić bałwana.
4. Nauczyć się stepować, grać na gitarze czy na harmonijce, zapisać się na karate, poznać obcy język a wraz z nim obcą kulturę. Zaprojektować dla siebie T-shirta.
5. Spotkać się z przyjaciółmi, pogadać, pospierać się, wspólnie cos ugotować, posadzić drzewo, podlać kwiatki, obejrzeć dobry film np. „TheOnion Movie” albo na "Milczenie Lorny". O tym ostatnim przeczytałem znakomite recenzje, a ponieważ około pół obywatela RP chodzi rocznie do kina, to się wybrałem, aby zmienić te proporcje. Czułem się jak panisko, na sali były 2 osoby (słownie dwie), w trakcie seansu doszły jeszcze 2.
6. Przeczytać frapującą książkę, ciekawy artykuł jak choćby ten autorstwa księdza profesora Andrzeja Zwolińskiego „TV Wolność show”, z którego garściami tu korzystałem.
8. Zakupy robić w małych sklepikach.
9. Marzyć i stąpać po ziemi.