Żyd miał na imię Dawid.
Jego rodzina mieszkała w pobliskim Zabłudowiu. Brat Dawida Zelman miał tam piekarnię. Dawid też był piekarzem. Nieco młodszy od mojego ojca - mówi moja ciocia, p. Krystyna Pańkowska, z domu Jakoniuk.
Nasz ojciec czasami dorabiał w piekarni Zelmana, więc i Dawida znał dość dobrze. Mieli troje dzieci. Syn Kazimierz był rówieśnikiem mojego brata Władka.
Chłopcy poznali się przy budowie brukowanej drogi w Koźlikach, a potem w Zabłudowiu. I zaprzyjaźnili. Były też dwie bardzo ładne córki: Wejra i Fejga. Nieco starsze ode mnie - dodaje pani Krystyna.
Czwarte, najmłodsze dziecko, urodziło się już w getcie. Kiedy Niemcy zaczęli likwidować getto zabłudowskie Dawid zabrał się z rodziną do Ryboł. Przybył tam też brat Dawida z żoną Julą i dziećmi.
Rodzina Dawida zamieszkała w naszym niewykończonym, domu. Zajęli duży pokój, w którym jeszcze nawet podłogi nie było. My wciąż mieszkaliśmy w ziemiance. Takie to były czasy. Sąsiedzi wiedzieli, że przyjęliśmy Żydów. I sołtys też wiedział. Nazywał się chyba Charytoniuk. Wielu Żydom pomógł. I partyzantom pomagał.
Sąsiedzi z ulicy też pomagali, podrzucając coś do jedzenia albo ubrania. Dawid niczego nie chciał za darmo. Z Zabłudowa przemycił kilka worków mąki i wyprawione skóry do robienia butów. Bazyl Jakoniuk rozdał to wszystkim sąsiadom.
Jednak coraz częściej docierały do wsi wiadomości o tym co działo się w getcie w Zabłudowie. Niemcy wywozili miejscowych Żydów do Białegostoku. Dopuszczali się licznych okrucieństw. Głośna była sprawa młodej Żydówki, którą oprawcy zakopali aż po szyję. I z satysfakcją przyglądali się jej powolnej śmierci. Ta młoda kobieta była wówczas w zaawansowanej ciąży.
W pobliskich Laszkach do sołtysa zapukał Żyd, prosząc o jedzenie. W lesie ukrywała się jego liczna rodzina. Ten dał coś do jedzenia, ale natychmiast też udał się do żandarmów w Rybołach. Ci odnaleźli ukrywających się Żydów. I zabili na miejscu, w pobliskim lesie. Mają gdzieś pod Laszkami swój grób. To bardzo grzybowy las.
Tylko nikt już nie pamięta, jaka tutaj rozegrała się tragedia. Ludzie wiedzieli kto wydał tę żydowską rodzinę. I po wojnie wydali też tego sołtysa. Jeszcze w 1944 roku Sowieci go aresztowali i wywieźli do łagru. Dostał 10 lat.
Niemieccy żandarmi jeździli po okolicznych wsiach w poszukiwaniu ukrywających się Żydów. Dalsze przebywanie rodziny Dawida w naszym domu było coraz bardziej niebezpieczne. On doskonale rozumiał tę sytuację. I bardzo dziękował mojemu ojcu za dotychczasową opiekę. Zdecydował się na powrót do getta, gdy zaczęło być już bardzo niebezpiecznie. W pobliżu Ryboł, na łące za Narwią, w stogu siana, ukrywały się dwie żydowskie dziewczyny, nastolatki. Znalazł je tam gospodarz i doniósł żandarmom w Rybołach. Ci zabili dziewczynki wprost na łące, a chłopu kazali je zakopać.
Zamordowali żydowską rodzinę ukrywającą się w pobliskich Ploskach. Zabili męża jednej z mieszkanek Ryboł, bo ten był Żydem. Zamordowali go w obecności żony i dzieci. I spokojnie wrócili na posterunek. Niemcy aresztowali też brata Dawida i wywieźli do getta w Białymstoku.
Szłam wówczas z moją matką obok tego domu - wspomina p. Krystyna - w którym Niemcy znaleźli Zelmana. Ten klęczał na podwórzu, trzymając głowę na pieńku. A jeden z żandarmów trzymał w ręku siekierę. I przymierzał się jej ostrzem do szyi Żyda. Rodzina dręczonego musiała przyglądać się temu widowisku. Zelmana Niemcy zabrali, ale jego żona i dzieci przeżyły wojnę - dodaje p. Krystyna.
Ich córka Tamara mieszkała po wojnie w Białymstoku (była przyjaciółką mojej mamy). W Rybołach mieszkał agent niemieckich żandarmów. Wyszukiwał on kryjówki Żydów i donosił na posterunek żandarmerii w Rybołach. Pochodził z pobliskiej wsi Dawidowicze. Wszyscy go we wsi się bali. Za okupacji sowieckiej też donosił. Był bardzo złym człowiekiem. Jeszcze w czasie okupacji partyzanci go zabili.
- Dawid z rodziną ukrywał się w naszym domu niecały rok. Dopiero w tym roku poznałem tę historię, chociaż pani Tamara, córka piekarza z Zabłudowa, często nas odwiedzała. I wiedziałem, że jest ona Żydówką z Ryboł. Któregoś dnia w białostockim Obiektywie pokazano wizytę w Białymstoku grupy młodzieży z Izraela.
I ta migawka telewizyjna stała się dla p. Krystyny okazją do opowieści sprzed lat. Byłem zdziwiony, że naprawdę dotychczas nic o tym nie wiedziałem.
– A o czym tu opowiadać - obruszyła się p. Krystyna. - Ukrywaliśmy ich dopóki się dało. Żal było tych ludzi. A mój ojciec, a twój dziadek był dobrym człowiekiem.
Wiele lat po wojnie do Ryboł przyjechał z Izraela kuzyn piekarzy z Zabłudowa. Miał na imię Jankiel. Doskonale wiedział o losach Zelmana i Dawida. Trafił do gospodarstwa Jakoniuków w Rybołach. Dopytywał o Bazylego, ale ten już od kilku lat nie żył.
Tę relacje potwierdził Piotr Jakoniuk, który mieszka przy ulicy Pod Krzywą. Jest synem brata mojego dziadka i wychował się w domu obok siedliska dziadka..
Całość opracował Marian Olechnowicz.
Druga z prawej - wspomniana w tekście Tamara
Bazyl Jakoniuk z córka Krystyną przed domem w Rybołach