Szczuczyn
Szczuczyn - priest W. Lemański
August 1941
Inne dzieci
ojczyzny
„Nasze państwo nie stanęło na wysokości zadania, nie spełniło swojej roli, nie dochowało
wierności „dzieciom ojczyzny”, nie okazało szacunku ich ciałom. Zaprzeczyło tradycji, z jakiej
wyrosło. Swoim korzeniom chrześcijańskim i europejskim”
/ Barbara Sułek-Kowalska - „Idziemy”,
3.06.2017r. Pojechaliśmy w tych dniach w okolice
podszczuczyńskiej wsi Bzury. Po drodze mijaliśmy wznoszone wiadukty, kładki i betonowe wstęgi trasy
w kierunku Białegostoku. Naturalna zieleń pól i lasów zdawała się otulać wszystko i wprost
przytłaczać swoją potęgą i pięknem. Ale my wybraliśmy się tym razem nie po to, by podziwiać piękno
krajobrazu ani też by sprawdzać postęp prac drogowych na tym terenie. Wybraliśmy się na miejsce,
gdzie ponad siedemdziesiąt lat temu grupa polskich bandziorów zatłukła pałkami bezbronne Żydówki i
zakopała je w ziemi.Zamordowali je miejscowi, to znaczy szczuczyńscy, narodowcy. Zatłukli pałkami
okutymi przez kowala żelazną wstęgą, by biły śmiertelnie. Zaraz po wojnie przeklęci stanęli przed
sądem. Mimo że sądzono wtedy za śmierć Żydów z powojenną łagodnością, to jednak niektórych z tych
morderców osądzono i skazano. Gdy zabijali, czuli się absolutnie bezkarni. Nie kryli się specjalnie
ze swoją zbrodnią. Było więc wielu świadków wyczynów tych miejscowych „patriotów”, którzy, zaraz po
wypędzeniu Sowietów przez Niemców, chcieli „zrobić tu Polskę” według recepty wyuczonej jeszcze przed
wojną. Najpierw postanowili rozprawić się z Żydami. Ci sami zabijali w Bzurach i w Szczuczynie, i
innych podszczuczyńskich wioskach. Tam gdzie zabijali, tam zakopali zmasakrowane, zbezczeszczone
ciała.Niedługo potem miejscowi zamieszkali w pożydowskich domach. Na polach, gdzie oprawcy zakopali
zamordowanych, posiali zboże i posadzili kartofle. Na niektórych masowych mogiłach po wojnie
postawiono kamienne obeliski z kłamliwym napisem o hitlerowskich mordercach. Gdy Agnieszka Arnold,
Jan Tomasz Gross, Anna Bikont i inni zaczęli grzebać w ludzkiej pamięci, przypomniano sobie również
historię tych zatłuczonych kijami w lesie nieopodal Bzur.Wytrwałym udało się po ponad
siedemdziesięciu latach znaleźć i potwierdzić miejsce, gdzie spoczywają szczątki tych zamordowanych.
Tutaj nie ma załganego kamiennego obelisku. Tu nie ma nawet porośniętego trawą kopca ziemi. Tu nie
ma śladu zbrodni, której „robiący tu Polskę” dokonali i za którą zostali prawomocnie osądzeni i
skazani. Tu pozostało tylko zagłębienie w ziemi, bo przez dziesiątki lat ciała Żydówek to ona
właśnie przyjęła do siebie.W jednym z ostatnich numerów tygodnika „Idziemy” wydrukowano emocjonalny
wpis pani Barbary Sułek-Kowalskiej. Poruszona dogłębnie losem ofiar katastrofy smoleńskiej napisała
miedzy innymi: „Informacje prokuratury o stanie szczątków ofiar budzą żal,
wstrząs, poczucie grozy i gniew. Nie ma nic, czym można byłoby przykryć ten skandal: nasze państwo
nie stanęło na wysokości zadania, nie spełniło swojej roli, nie dochowało wierności „dzieciom
ojczyzny”, nie okazało szacunku ich ciałom. Zaprzeczyło tradycji, z jakiej wyrosło. Swoim korzeniom
chrześcijańskim i europejskim. Państwo nie wykazało ani woli, ani chęci aby sprostać tragedii narodu
i tragedii osobistej tylu ludzi. I w dodatku próbowało przykryć ją kłamstwem. Oszustwem.”Pani
Barbara Sułek-Kowalska to znana postać życia publicznego. Pracowała w tygodniku "ITD", "Tygodniku
Gdańskim", "Tygodniku Solidarność", w prasie katolickiej i podziemnej. Od 2005 roku jest sekretarzem
redakcji tygodnika "Idziemy". Wiem, że uczestniczyła w kilku przynajmniej państwowych pogrzebach
ofiar katastrofy smoleńskiej. Odbywały się wtedy w całej Polsce z honorami, z szacunkiem, z udziałem
tysięcy ludzi. Gdy spotkałem panią redaktor na pogrzebie marszałka Szmajdzińskiego, jednym słowem
nie wspomniała o zastrzeżeniach wobec państwa polskiego. Darmo szukać na łamach „Idziemy” apeli o
odłożenie pogrzebów, o wnikliwe zbadanie szczątków, o większy szacunek dla ofiar. Wtedy „Idziemy”,
„Gość Niedzielny”, „Niedziela” i inne podobne autorytety milczały. Dziś jednak pani redaktor uważa,
że państwo nie okazało szacunku ciałom ofiar tamtej katastrofy.Pani Barbara Sułek-Kowalska jest od
dawna w Komitecie ds. Dialogu z Judaizmem Rady ds. Dialogu Religijnego przy Konferencji Episkopatu
Polski. Współtworzyła pani Barbara Polską Radę Chrześcijan i Żydów, z której odeszła w lipcu 2013
roku, podobno broniąc dobrego imienia arcybiskupa Hosera. Dziś upomina się pani Barbara o szacunek
dla szczątków ofiar złożonych w oddzielnych trumnach, pochowanych w oddzielnych grobach i
wspominanych z imienia i nazwiska od tamtego pamiętnego dnia. Słusznie. A kto się upomni o szacunek,
o godny pochówek, o pamięć Żydów - synów i córek naszej ojczyzny zamordowanych i zagrzebanych w
polskiej ziemi? Kto wezwie do pochowania z szacunkiem „dzieci ojczyzny” - Żydów zatłuczonych
pałkami, zarąbanych siekierami, przebitych widłami, spalonych, a nawet zakopanych żywcem?To pytania
retoryczne. Wiemy, że w Komitecie ds. Dialogu z Judaizmem przy KEP tych trudnych tematów unika się
jak ognia. Biskup Gądecki nie zdecydował się pojechać do Jedwabnego, by razem z rabinami i
przedstawicielami społeczności żydowskiej modlić się nad mogiłą Żydów spalonych przez ich polskich
sąsiadów. Biskup Cisło nie stanął obok rabina Szudricha nad dołem, do którego wrzucono zarąbanych
siekierami Żydów z Wąsosza. Może chociaż biskup Markowski odważy się przedzierać przez chaszcze, by
stanąć na miejscu, gdzie zatłuczono i zakopano Żydówki ze szczuczyńskiego getta.Napisała pani
Barbara Sułek-Kowalska: „Nie możemy o tym nie mówić, jakkolwiek straszny
byłby ból. Nie możemy budować na kłamstwie, bo nic nie zbudujemy. Możemy tylko wyciągać wnioski: jak
wiele jest do zrobienia, jak wiele musimy się uczyć. Tylko prawda. To jest fundament naszej
cywilizacji”. Dobrze, że ten głos zabrzmiał wyraźnie, głośno i publicznie. Teraz pora na
kolejny krok. Może ktoś się publicznie upomni o prawdę zapisaną na pomnikach w Radziłowie, w
Szczuczynie, w Jedwabnem. Może ktoś się upomni o ekshumacje przysypanych ziemią w lesie pod Bzurami,
na polach wokół Szczuczyna, w przeciwczołgowym rowie pod Wąsoszem i w tylu jeszcze miejscach naszej
polskiej ziemi. Sporo jest takich zapomnianych miejsc na terenie diecezji biskupa Hosera. Może jako
sekretarz diecezjalnego „Idziemy” upomni się pani Barbara o godność zamordowanych, o szacunek dla
zakopanych przy drodze, o prawdę o żydowskich „dzieciach ojczyzny” ?
2019-02-17 11:25:49