posłuchaj

Strona wykorzystuje COOKIES w celach statystycznych, bezpieczeństwa oraz prawidłowego działania serwisu.
Jeśli nie wyrażasz na to zgody, wyłącz obsługę cookies w ustawieniach Twojej przeglądarki.

Zgadzam się Więcej informacji

Miejsca

Świadek likwidacji getta

 Świadek likwidacji getta


                                                                                                               

Zbigniew Karlikowski przed wojną  mieszkał przy ul. Trochimowskiej (obecnie

Przytorowej), jako chłopiec był świadkiem likwidowania białostockiego get­ta w sierpniu 1943 roku. Drewniany dom z jego dzieciństwa znajdował na wzgórku, tuż obok nasypu kolejowego, po którym jechały trans­porty do Treblinki. Obok szła droga, którą wtedy prowadzono Żydów na pobliskie pola ogrodzone drutem kolczastym. „Siedzia­łem tuż kilkadziesiąt metrów od drogi, kiedy esesmani prowadzili Żydów. Pamiętam, jak starsza Żydówka trzymała za rękę małą dziew­czynkę, a w drugiej niosła worek czymś wypełniony. W pewnej chwili rzuciła go na ziemię, chyba już nie dała rady nieść. Nie­miec to zauważył i kazał jej go podnieść; nie chciała. Esesman zaczął ją być pejczem, Żydówka darła się z bólu, upadła na druty, w tej samej chwili dziecko zaczęło krzy­czeć".

Pan Karlikowski był też świadkiem, jak podczas transportu w pobliżu jego domu wyskoczył z wagonu żydowski chłopak. „Wi­działem, jak podczas skoku chłopak uderzył się w słupek i nie dawał znaku życia. Niemcy z pociągu strzelali do niego, ale chyba uzna­li, że nie żyje i transport pojechał dalej. Po  jakimś czasie chłopak zaczął się ruszać, wstał i poszedł w stronę domów. Ludzie bali się go, gdyż miał zakrwawioną głowę, wie­dzieli, że jak mu pomogą, mogą stracić życie. Z daleka wskazywali mu drogę do po­bliskiego lasu, ale uciekinier doszedł do do­mu Ambrożewiczów. Tam była tylko trójka ich dzieci. Na jego widok zaczęły krzyczeć, zaraz zbiegli się sąsiedzi, nawet z przyległej ulicy Płockiej. Jeden z jego mieszkańców, pan Godlewski zabrał chłopca do swojego do­mu. Opatrzył mu głowę, dał ubranie, nakarmił i następnego dnia wskazał mu drogę do la­su. Podobno natknął się na żandarmów, którzy go zastrzelili." Z okna domu mama  Zbigniewa pokazywała na łuny pożarów - to paliło się getto. .

Marek Jankowski

 Tekst był już publikowany w 2005 r.


2018-03-11 21:30:54
Przesuń suwak